sobota, 4 listopada 2017

Sernik z ziemniakami.

Witam moich czytelników po długim urlopie od pisania bloga. 
Zabrzmiało to mało śmiesznie ale czasami tak bywa że zamiast pisać o wszystkim i o niczym lepiej nie pisać nic.

Wczoraj była błyskawiczna decyzja - piekę sernik, ale jaki? z czego?.
No tak przecież sernik to sernik.Potrzebuję ser i resztę składników.
W dzieciństwie jadłam kiedyś bardzo smaczny sernik robiła go moja mama.
Był delikatny, słodki, mięciutki jak "pierzynka" wręcz rozpływający się w ustach. Delikatny jako dziecko bardzo go lubiłam. Znikał zawsze bardzo szybko jeszcze cieplutki. Mama tylko się śmiała że nie zdąży upiec a już go nie ma.
Niestety wtedy nie myślałam o notowaniu przepisów czy receptur - szkoda. Teraz miałam trudny orzech do zgryzienia. Powiecie e można zajrzeć do internetu tam zawsze można coś wygrzebać smacznego. Tak racja ale nie takiego jaki robiła moja mama. 
Po omacku "jak dziecko we mgle" starałam się odtworzyć przepis mojej mamy.
Kupiłam jajka,ser i inne składniki i zaczęłam swój eksperyment.

a to Mój przepis.
1    kg sera
0,5 kg ugotowanych ziemniaków
2    jajka
1    cukier wanilinowy
1    aromat do ciasta ( ja dałam cytrynowy)
1    łyżeczka płaska kurkumy
1    łyżeczka płaska proszku do pieczenia
1    szkl. cukru drobnego lub pudru
1    budyń waniliowy lub śmietankowy
125 gram masła.

i do dzieła

do dosyć głębokiej miski włożyłam ziemniaki ( ciepłe nie gorące) rozgniotłam je praską do ziemniaków na drobno, po czym  dodałam pozostałe składniki.
Wszystkie bardzo dokładnie wymieszałam mikserem.Muszą mieć jednolitą gładką masę.
Zamiast zwykłego cukru można dodać Ksylitol ale wówczas musi być go więcej a zamiast zwykłych ziemniaków można dać bataty. Ziemniaki słodkie.

Sernik nie ma spodu tzn. blaszka została wyłożona papierem do pieczenia i ciasto wylane bezpośrednio na papier.


Czas pieczenia : ok. 60 minut (+/-)

Temperatura piekarnika 180 stopni.

Piekarnik musi być nagrzany i pieczemy na góra i dół razem.

Zazwyczaj po upieczeniu wyłączam piekarnik i zostawiam w nim ciasto aby sobie spokojnie w nim ostygło.

Jeszcze tylko parę zdjęć i sami zobaczycie że nawet eksperymentując można upiec coś smacznego.


jeszcze surowy i w piekarniku.

i już finał.


została mi go już tylko połówka.
W smaku delikatny rozpływający się , lekko kwaskowy ale słodki.


Polecam sami wypróbujcie.


niedziela, 23 lipca 2017

Ciasto z rabarbarem.

Coś ostatnimi czasy tylko piekę ciasto - to nie normalne jak na mnie.Owszem lubię piec i eksperymentować ale aby aż tak?
No tak eksperymentować, normalnie to robię z przepisu i już a teraz , patrzę co rośnie w ogrodzie i z czego da się coś zrobić no i do pracy.
Tym razem padło na RABARBAR.Długo sobie rósł pod płotem w ogrodzie zapomniany przez wszystkich. Mikrutki tzn.malutki nie duży, zarośnięty trawą i poziomkami.Tak poziomkami bo w zaczarowanym ogrodzie dziwnym trafenm wszystko rośnie za szybko i za duże.
   Poziomki w tym roku są jak truskawki tylko ciut mniejsze ale większe od poziomek, słodziutkie i pachnące. 

Nie o tym jednak, trochę będzie o rabarbarze a dlaczego? bo warto wiedzieć co to za roślinka rośnie w ogrodzie.

     Rabarbar to taka roślina co w smaku jest mało kiedy słodka raczej kwaśna, że buzię wykrzywia na samą myśl o nim. To inaczej rzewień, bylina która reprezentuje rodzinę rdestowatych. 


Rzewień to roślina która zawiera w sobie dużo kwasu szczawiowego ( dlatego jest taki kwaśny a jednocześnie bogaty w inne wartości). Niskokaloryczny, zmniejsza pragnienie i co najważniejsze posiada w sobie witaminy. 
Kwas foliowy, żelazo, karoten, fosfor, błonnik, magnez, wapń, potas oraz witaminy A, E, C. Prawda że dużo wartościowych rzeczy ma w sobie.

(zdjęcie zapożyczone z google.)

Rabarbar jadalny jest innym rabarbarem niż leczniczy.
Leczniczy rabarbar osiąga swoją wysokość nawet do 3 metrów a jadalny jak wiecie jest niski jeśli jest duży to chyba max.osiąga 50 cm.
To Chińczycy odkryli że rabarbar leczniczy można stosować na bolące ząbki, ciekawe ?
Rabarbar możemy jeść sam bez pieczenia i obróbki na gorąco bo już w starożytności wiedzieli że ta roślina to samo dobro. To dobro jednak musi być spożywane z umiarem jak wszystko w naszym życiu.

Rabarbar ma funkcję odkażającą, przeczyszczająco ( bo zawiera kwas jabłkowy i cytrynowy ),profilaktyczną dla układu krwionośnego zapobiegając odkładaniu się cholesterolu.
Nie przetworzonego nie powinny jeść dzieci i to by było tyle na temat rabarbaru jako rośliny.
Teraz przyjemniejsza część.

Pieczemy ciasto
Na zdjęciu poniżej składniki:


oraz część opisowa.
1- 2 szkl. mąki
1 szkl. cukru drobnoziarnistego
2 jajka 
2 budynie ( najlepiej śmietankowe)
mleko ( do ugotowania budyniu)
cukier wanilinowy
1 łyżeczka do herbaty płaska proszku do pieczenia
kostka masła
cukier puder do posypania po upieczeniu ciasta.
posypujemy ciasto jak jest jeszcze ciepłe.

1 kg rabarbaru lub też ile mamy. Napisałam ile mamy bo ja miałam mało i musiałam dodać sezonowe owoce aby ciasto było ciastem.
dodałam
czarne porzeczki
czerwone porzeczki

ciasto kruche:
całe jajka z cukrem ubijam, następnie dodaję cukier wanilinowy i łyżeczkę proszku do pieczenia, mieszam, następnie do tej masy dodaję masło ( musi być miękkie nie roztopione) i pomału wsypuję mąkę zagniatając. Nie jest to łatwe ale do zrobienia. Po wyrobieniu ciasto powinno być elastyczne i dobrze odchodzące od dłoni, może być trochę tłuste.Pamiętajmy jednak aby ciasto było dobre trzeba je dobrze wyrobić. Jeżeli jest tłuste dodajemy mąkę i wyrabiamy.
Po wyrobieniu dzielimy ciasto na części, wkładamy do foli spożywczej lub woreczków i do zamrażarki niech tam sobie leży.

Owoce z rabarbarem:
porzeczki odszypułkowywałam i umyłam, 
rabarbar umyłam i obrałam ze skórki. Następnie pokroiłam w "kostkę"
i wymieszałam z pozostałymi owocami.


Teraz przyszedł czas na wyjęcie tortownicy ( średnica 26 cm) i albo smarujemy masłem i posypujemy tartą bułką lub kaszą manną w środku dno i boki. Albo też dno wykładamy papierem do pieczenia a boki postępujemy jak wcześniej. Na tak przygotowaną formę tarkujemy ciasto na tarce o grubych oczkach.
Ciasto jest zmrożone więc daje się dobrze tarkować . Kiedy jest już dno dobrze zapełnione ciastem wykładamy na nie owoce.


W między czasie przygotowujemy budyń, gotując go na sztywno ( jeśli lubimy słodki można go dosłodzić podczas gotowania). Nie może być płynny.Jego konsystencja musi być gęsta. Gęsta bo będziemy nim zalewali owoce w formie. Budyń szczelnie wtopi się w owoce i wypełni wszelkie wolne przestrzenie w formie.


Następnie na całość tarkujemy pozostałą część ciasta tak aby zakryć całość.

Pieczenie:
Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 stopni góra dół.
Pieczemy średnio 1 godzinę 20 minut. wszystko zależy właściwie od naszego piekarnika jak grzeje.
Zawsze sprawdzam zaglądając przez szybkę piekarnika jak moje ciasto wygląda aby go nie przypalić.



 Poniżej kilka zdjęć jak Ciasto wyglądało po upieczeniu.







Smacznego życzę i do następnego usłyszenia.






sobota, 22 lipca 2017

Moje ciasto z jabłkami.

Kiedy byłam małą dziewczynką w domu rodzinnym zawsze pachniało jabłkami.
Kiedy przychodził sezon zbioru jabłek pojawiały się one w moim domu wszędzie, w różnych odmianach których nazw już nie pamiętam. Jedne leżakowały w piwnicy ułożone równiutko na półkach do tego specjalnie zrobionych przez mojego tatę. Jeszcze inne były dokładane do kiszonej kapusty która później miała w sobie lekką słodycz a małe jabłuszka z niej wyjmowane były ukiszone ale jakże smaczne. Inne zaś były szykowane do przetworów ale to była praca a jeszcze inne leżały w kuchni i pokojach po rozkładane na ozdobnych talerzach. Wyglądały tak apetycznie że zawsze któreś z naszej trójki się na nie skusiło.  

Moja babcia umiała czarować jabłkami czyli robiła z nich różne , przeróżne cuda.
A to jednego razu w zimie kiedy razem z moimi braćmi byliśmy u niej, upiekła nam jabłka wydrążone w środku z cynamonem i miodem. Innym znów razem dodała do nich rodzynek i ryżu. Palce lizać mówię Wam mniam, teraz kiedy o tym piszę dostaję ślinotoku ha ha ha ha. 
Babcię zawsze będę wspominała z rozrzewnieniem, mieszkała razem z moim dziadkiem w Kolonii Kruszewiec oddalonej od mojego miasteczka ok. 3 km. Były w ich ogrodzie najlepsze jabłka. Nazywaliśmy je zimówki, zielone , słodko kwaśne jabłka. W lecie były cierpkie ale w listopadzie i grudniu jeżeli dotrwały miały słodko kwaśny smak i smakowały jak żadne inne jabłka.

Córka mojej babci a moja mama wyniosła z domu między innymi to że robiła dokładnie takie same czary z jabłkami, smażyła marmolady jesienią, piekła taką szarlotkę że ja nie potrafię jej nawet smaku powtórzyć, była nie wiarygodnie dobra. Podczas zimowych wieczorów kiedy za oknami szalała śnieżna zamieć nasza mama piekła nam jabłka w piekarniku lub prodiżu. W powietrzu unosił się zapach pieczonych jabłek i cynamonu. My nie mogący doczekać się kiedy będą gotowe i w końcu kiedy posypane cukrem pudrem znikały w naszych buziach jak pojawiająca się błyskawica na niebie.

Kilka dni temu po wielu latach postanowiłam i ja spróbować "podrobić " ciasto moje babci i mamy. Hm..... nie powiem wyszło smaczne.

Przepis składniki:

6-7 szt. średniej wielkości miękkich jabłek
rodzynki
miód
cynamon
cukier puder
1/2 filiżanki soku z cytryny.

2 - 3 budynie o smaku waniliowym
mleko ok. 1 l. ( tyle ile potrzeba na ugotowanie budyni, zaznaczam jednak że budyń musi być sztywny na tyle aby pokrył wszystkie jabłka w tortownicy)



skład ciasta:

ciasto kruche tzn. każdy ma swój sposób na to ciasto.

Ja zrobiłam następująco.
1 jajko całe
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
cukier wanilinowy
125 masła
i ok. 2 szkl. mąki wszystko zależy ile nam wejdzie mąki kiedy będziemy zagniatali ciasto z całych składników.
Ciasto powinno być plastyczne tzn. musi dobrze odchodzić od dłoni podczas ugniatania i nie być za tłuste.
Kiedy ciasto jest dobrze wyrobione dzielę je na kawałki i owijam folią spożywcza i chowam do zamrażalnika. Ciasto musi być dobrze zamrożone ale o tym po co w dalszej części.

Ciasto przygotowane teraz zabieram się za jabłka.
jabłka wydrążamy środki, obieramy ze skórki i w całości smarujemy sokiem z cytryny razem ze środkiem. W ten sposób jabłko nam nie zbrązowieje.
Obieramy wszystkie jabłka i smarujemy sokiem z cytryny dokładnie tak jak napisałam powyżej. Wkładamy je do głębokiego naczynia i jeśli został nam sok z cytryny polewamy wszystkie jabłka i pozostawiamy.

Teraz przyszedł czas na ciasto,
tortownicę o ok. 26 cm średnicy ( ja wykładam papierem do pieczenia) smarujemy odrobiną margaryny bądź masła dokładnie dno i boki, posypujemy kaszą manną bądź bułką tartą dokładnie ( jak kto woli).

Teraz wyjmujemy ciasto z zamrażalnika i tarkujemy tak tak tarkujemy na tarce o grubych oczkach, czyli warzywnej. Powinno ono mieć drobne paseczki.
Po co to robimy?
bo tak zamrożone ciasto jest twarde i daje się tarkować oraz podczas tarkowania jest dobrze napowietrzone. Możemy je rozłożyć jak chcemy.

Druga metoda rozkładania ciasta.
nie zamrażamy tylko bardzo powoli rozgniatamy w tortownicy dokładnie kawałek po kawałeczku, zaś na boki kręcimy wałeczki i je rozgniatamy. Tak powstaje spód i boki z ciasta.


Teraz układamy jabłka na ciasto. Jedno obok drugiego i do środka jeśli mamy ich za mało trzeba jeszcze obrać i poutykać połówkami tak aby nie było wolnych przestrzeni.




Teraz jeszcze jedna czynność gotujemy budyń, musi być dosyć gęsty ale nie za gęsty bo będziemy nim polewali jabłka w tortownicy a później piekli całość.
Budyń musi pokryć dokładnie wszystkie zagłebienia i wierzchy jabłek. na tak przygotowane już jabłka tarkujemy drugą część ciasta ale możemy zrobić kruszonkę. Ja tarkuję ciasto ( przepraszam nie umiem zrobić kruszonki ).






Ciasto pieczemy w nagrzanym piekarniku 180 stopni C.


a to jest przekrój ciasta jak wygląda 




Góra i dół przez ok. 1 godzinę

( trzeba pilnować ja ostatnio przetrzymałam ciasto 20 minut) upieczone ciasto ma mięciutkie jabłka cudnie pachnie i smakuje.

Jabłka podczas pieczenia powinny wypuszczać sok to znaczy że się pieką.

Na koniec posypujemy gotowe ciasto cukrem pudrem mało lub dużo jak kto lubi.
niestety nie jest to ciasto dietetyczne :(

Mam nadzieję że opisałam wszystko dokładnie i będziecie je mogli upiec. 

Niestety tym razem moje zdjęcia nie oddają ani smaku , ani zapachu no i ostrość mi zawiodła za co przepraszam ale samo ciasto jest pyszne. 



piątek, 9 czerwca 2017

Wiklina papierowa ciąg dalszy

Biały i czerwony a może szary i czerwony?

Jakieś kilka tygodni temu zapytano mnie czy mogę zrobić coś z wikliny papierowej , odpowiedziałam że czemu nie tylko co?
No zrób coś Ty to potrafisz, taaa oczywiście tylko bądź tu mądra.
Pozostawiono mi wybór ale zrób "coś" kiedy właściwie nie wiesz czego oczekuje ta osoba?? Nie łatwe.
To miał być prezent dla dla kogoś z rodziny mojej znajomej.
Mogłam zrobić np: róg obfitości - ciut mały i mało efektowny, postanowiłam zrobić następny rower. 
Miałam mało czasu, praktycznie "zarwałam" swoje trzy noce ale zdążyłam.
Ten rower był inny, różnił się od mojego pierwszego ale i tak zrobił wrażenie.
Teraz już też wiem jak muszę wzmocnić ramę roweru aby był bardziej stabilny.
Poniżej możecie go obejrzeć.






wtorek, 6 czerwca 2017

Szparagi

Witam moich miłych czytelników,

od ostatniego razu dużo się wydarzyło. Działo się tyle, że wróciłam do gotowania i eksperymentowania w kuchni.Zapewne powiecie a cóż to za eksperymenty robiłam w kuchni? 
Ano właśnie dla mnie eksperymentem było to, że chyba drugi raz w życiu gotowałam szparagi.Pierwsze były zielone niestety nie przypadły mi do gustu. Białe smakują mi lepiej wg. mnie są delikatniejsze. Nic nadzwyczajnego sezon na szparagi rozpoczęty czemu by z nich czegoś dobrego nie ugotować a może upiec, zapiec ? 

Na początek co to takiego, ( uśmiechacie się za pewne teraz, hm.... ja też).

Mowa o szparagach,
Zapewne wiecie że szparagi bogate są w sole mineralne i witaminy m.in witaminę C, E, Karoten, potas, błonnik a także dużą ilość kwasu foliowego. Jednym słowem warto je jeść kiedy są dostępne bo mają dobre działanie na nasz organizm.
Szparagi to nic innego jak popularny zwany w różnych regionach Polski i świata Asparagus. To roślina z gatunku bylin, no właśnie.
W moim rodzinnym domu i mojej babci asparagus właśnie taki 



rósł sobie pod płotem i był ozdobą.Dorastał prawie do 1,70 był olbrzymi.

Wracając jednak do mojego gotowania tych smacznych roślin.
Któregoś dnia wybrałam się na zakupy warzyw zamiast marchewki, buraków, kartofli przyniosłam do domu szparagi cały kilogram. Po rozłożeniu na stole stwierdziłam " chyba oszalałam kto to zje"?
Piękne młode , jędrne i sprężyste.
Główki szparagów muszą być ścisłe a końcówki wilgotne. Trzeba zwrócić uwagę kupując czy szparagi są sprężyste, kupując je łatwo sprawdzimy czy są świeże ściskając końcówkę z której powinien wypłynąć sok, jeśli nie wypłynie szukajmy innych.
Druga metoda na sprawdzenie czy są świeże to pocieramy szparagami jedna o drugą powinny wydać charakterystyczne skrzypienie.
Moje białe szparagi były średniej grubości bo takie są też najlepsze, nie mogą być za grube ani za cienkie.
Białe szparagi obieramy ze skórki ja robię to obieraczką do jarzyn. Nie ruszam główki za to całe łodygi dokładnie aby nie zostało żadne włókno. Należy też odciąć końcówkę bo jest zdrewniała, czasem wystarczy 1 cm a czasem trzeba niestety obciąć nawet do 4 cm.



Gotowanie szparagów.
Najlepiej jest gotować szparagi w garnku w którym mogą one stać. Tak dokładnie stać a główki wystawać ponad wodę a dlaczego ? bo są delikatne i bardzo szybko są ugotowane.
Ja ponieważ nie posiadam garnka odpowiedniego do gotowania szparagów gotuję je w najzwyklejszym nie za głębokim garnku ( na zdjęciu poniżej).
Wodę zagotowuję, dodaję cukier i sól  oraz płaską łyżeczkę masła. 
Do gotującej się wody wrzucam szparagi i gotuję je około 15 - 20 minut.Szparagi musza być miękkie ale nie rozpadające.



Sposób podawania.
Za pierwszym razem szparagi podałam tylko z sosem i młodymi ziemniaczkami a na nich pokrojony szczypiorek.




Tym razem szparagi zostały zapieczone w w sosie holenderskim z pokrojoną drobno szynką. Ja swój sos doprawiłam lekko ziołami. Zapiekałam ok 20 minut.



Wyszło wybornie, nie widać tego na zdjęciu ale możecie wierzyć mi na słowo.









wtorek, 18 kwietnia 2017

Placki ale jakie?

Kochani co raz częściej siedząc w domu czy też będąc na Mazurach myślami wracam do potraw, które przyrządzała moja mama. Niby nic nowego każdy z nas ma wspomnienia związane z domem rodzinnym. Z zapachami związanymi z naszym rodzinnym domem zawsze wzbudzały i wzbudzają wspomnienia.  
Do czego więc zmierzam?
Kupiłam mięso kawałek piersi z indyka z myślą o upieczeniu. Przyniosłam do domu, włożyłam do lodówki i tyle. Miały być duszone indycze kotleciki bez panierki ale z ziołami, kurkumą i curry.
Zamiast kotlecików zrobiłam placki ziemniaczane ale jakie? Zdziwicie się.

Mój przepis.
3-4 średnie ziemniaki,
2 jajka,
1/2 szkl. mleka,
15 dkg zmielonego lub zmiksowanego mięsa drobiowego,
łyżka oleju dyniowego,

sól , pieprz 
mąka,
odrobina czosnku niedźwiedziego.



ciasto ziemniaczane,


pierwsze placuszki,


smażymy następne, bo pierwsze szybko zniknęły.


placuszki osuszamy na ręczniku papierowym ,






i ostateczny efekt. Ja i moje dziewczynki wchłonęłyśmy placki w ciągu pół godziny.


  

niedziela, 19 lutego 2017

Serwety,serwetki

Co jakiś czas zdarza mi się coś dziergać, zazwyczaj mam dwie lub trzy rzeczy zaczęte i ta która bardziej mnie ciągnie i przemawia do mnie szybciej jest zrobiona. Skończona i pokazana.Cieszy moje oczy.
Tym razem z resztek bawełny wydziergałam okrągłą serwetkę.Ponieważ potrzebne mi były druty pończosznicze a takowych ze sobą nie miałam. Do jej zrobienia posłużyły mi szaszłykarki. Już widzę Wasze miny, jak to patyczki do szaszłyków? no tak trzeba sobie radzić.

Okrągła serwetka, wzór wymyślany podczas robienia i zobaczcie co mi wyszło.

Przypomnę Wam tylko że nie samą pracą człowiek żyje i dla swojej higieny psychicznej warto jest mieć odskocznię czy też hobby.













Zupa jarmużowa

Czy Wy też tak macie, że lubicie eksperymentować w kuchni?
Mnie to się zdarza od jakiegoś czasu. Po kolej jednak, jakieś trzy lata temu byłam w odwiedzinach u koleżanki w Hastings, malowniczym miasteczku położonym w południowo-wschodniej Anglii, nad kanałem La Manche. Była piękna wiosna wszędzie było dużo kwiatów i paru przyjaznych ludzi. Którym nie przeszkadzał mój zupełny brak języka angielskiego. Nie którzy z nich gościli mnie w swoim domu i częstowali angielskimi specjałami a z nie którymi razem gotowaliśmy. To gotowanie i pieczenie czasami miało nieoczekiwany rezultat.
Któregoś razu zostałam zaproszona do Polki jak się później okazało mamy półtorarocznego chłopca. Mamy która poczęstowała mnie zupą z jarmużu. Zupa była wyśmienita, sycąca i delikatna.
Po powrocie do Polski raz udało mi się kupić jarmuż. Zieloną roślinę która wygląda jak kapusta lub też kapusto-brokuł. Jej zielone liście mają w sobie dużo białka,błonnika, związków mineralnych i cennych witamin. Jarmuż można spotkać o fioletowo-zielonych liściach lub o fioletowo-brązowych. Jarmuż zbierany jest po pierwszych przymrozkach ponieważ zimno powoduje że znika goryczka a wytwarzają się cukry, które nadają roślinie słodkości.
O właściwościach Kochani tego warzywa można przeczytać dużo w internecie dlatego też ja tutaj nie będę się powtarzała. Wybaczycie  mi prawda?
Ja kiedy kupię za dużo jak na jeden raz jarmuż , myję go osuszam i mrożę a później wykorzystuję do swoich ulubionych potraw.
Jedną z nich jest oczywiście zupa jarmużowa. Zawsze gotuję ją na bazie bulionu czy też jak ktoś woli na bazie rosołu.
Składniki mojej zupy:
popularny rosół gotowany na kurze, wołowinie i warzywach.
dwa duże liście zielonego jarmużu.
dwa ziemniaki lub kasza jaglana ( zamiennie)
sól, pieprz do smaku.
Zazwyczaj warzywa które są twarde czyli marchewka, pietruszka lekko podduszam na masełku i dopiero później łączę ze wszystkimi warzywami.
Moją zupę gotuję tak długo aby warzywa były mięciutkie, nie rozgotowane ale miękkie.
Staram się nie używać soli ale czasami minimum trzeba jej dodać, odrobinę aby całość miała smak.


Uwielbiam tę zupę w postaci kremu ale jest równie dobra kiedy wszystkie warzywa są w całości, pokrojone tylko w kostkę i paski jak liście jarmużu.
Wypróbujcie a nie będziecie chcieli jeść niczego innego.




   

środa, 8 lutego 2017

Dalszy ciąg - mojej wikliny.

Kochani nie będę się rozpisywała co i jak robię ale jestem z siebie bardzo dumna. Pisałam Wam już i pokazywałam moje początkujące prace z wikliną papierową.Minął kolejny miesiąc a ja zrobiłam kolejną rzecz. 
Pojeździć nim za bardzo się nie da ale , no właśnie ale można sprawić komuś radość.




tutaj jeszcze w stanie szczątkowym i surowym a poniżej




sami przyznacie że wyszło "cudo" 
To cudo było relaksem dla mojej duszy w ostatnim czasie.
A teraz cieszy oczy już innych osób i wzbudza uśmiech na ich twarzach a to widok bezcenny dla mnie.

( Dziękuję za użyczenie mi "pracowni" i materiału w postaci przeczytanych już gazet codziennych.)

środa, 18 stycznia 2017

Zupa czosnkowa

Witajcie,dzisiaj będzie o zupie. Gorącej i sycącej.Pełnej zapachu i aromatu. Zupie rozgrzewającej od pierwszej zaczerpniętej łyżki z zupą do ostatniej .
Będzie o zupie czosnkowej. Jak doszło do tego że postanowiłam ją ugotować w domu w którym jestem obecnie?
Ano tak mieszkają wokół tego domu dosyć interesujący ludzie m.in uczynny starszy pan, pewien profesor z żoną i małymi dziećmi ( trójką), polska pani stomatolog z mężem, starsza pani pochodzenia rumuńskiego, rodzina pochodząca z Albanii i mieszane małżeństwo ale do końca nie domyślam się z jakiego kraju pochodzi przemiła młoda kobieta.
Mieszka tutaj oczywiście więcej rodzin niemieckich ale z tymi głównie prowadzę konwersację i czasami oni zdradzają mi tajemnice gotowania w ich domach.
Uczono już mnie robić niemieckie szpecle :)
Teraz przyszedł czas na zupę czosnkową chociaż w polskim jadłospisie wiem że też taka zupa istnieje.

Składniki potrzebne do wykonania zupy.

2 główki czosnku ( średnie)
1 cebula średnia
2 łyżki masła
sól, pieprz,
ok. 1 litra bulionu warzywnego,

ja dodałam jeszcze

4 średniej wielkości marchewki
2 ziemniaki
2 łyżki kaszy mazurskiej perłowej,
1 łyżka miodu,
3 łyżki słodkiej śmietany,

takie smakowe udogodnienie.

Czosnek , cebulę obieramy ze skórki ( nie którzy Niemcy gotują razem z łupinką dla koloru bulionu i smaku), cebulę siekamy. Rozgrzewamy na patelni masło. Czosnek i cebulę  podduszamy lub podsmażamy jak kto woli na małym ogniu.
Kroimy w kostkę ziemniaki, marchewkę w krążki lub słupki oraz kaszę i wrzucamy do gotującego się bulionu. 


jak widać na zdjęciu wszystko razem gotujemy.

Wszystkie produkty w zupie musza być miękkie ale nie rozgotowane. Ja wybrałam wszystkie warzywa zaś kaszę zostawiłam w bulionie. Warzywa zmiksowałam i ponownie wrzuciłam do zupy. 
Na lekko gotującym się bulionie całość wymieszałam, dodałam śmietanę, miód
i jeszcze chwilę podgotowałam.
Prawdę mówiąc zupę musiałam ugotować lekko słodką bo ostrej ( a czosnek jest ostry) zapewne mój podopieczny i jego żona nie ruszyli by, a tak zupa okazała się strzałem w dziesiątkę. 


tak wyglądała po podaniu na stół moja zupa czosnkowa, udekorowana odrobiną słodkiej śmietany i pietruszki.
Poniżej zdjęcie jak wyglądał talerz mojego podopiecznego po zjedzonej zupie.


smakowała, zapytałam z ciekawości.


a poniżej zupa zaprzyjaźnionych sąsiadów którą próbowałam kilka dni wcześniej była bardzo smaczna i rozgrzewająca.
Ukłon w stronę sąsiadów :)


Zupa którą ja ugotowałam jest trochę bardziej kolorowa ponieważ zawierała marchewki. Natomiast moich sąsiadów była lekko kremowa.
Spróbujcie gwarantuję że wasze podniebienie i żołądki będą zachwycone, osobiście polecam wersję słodką ale ta ostra jest też pyszna wszystko zależy od smaku.

p.s.
Pani Wiolu gotowanie to również moje ulubione zajęcie ale nie zawsze mogę je wykonywać.

A pozostałym moim miłym czytelnikom życzę aby sami ugotowali tę zupę i delektowali się jej smakiem. 
Smacznego.












  

środa, 4 stycznia 2017

Następne wyzwanie - bombki

Jak co roku już od 3 lat , kiedy zbliżają się święta Bożego Narodzenia ja około października zaczynam dziergać swoje bombeczki.
W 2016 roku zaczęłam je już dziergać w lipcu. 
Bardzo lubię je tworzyć, tak tworzyć bo nie korzystam z żadnego wzoru podczas pracy. 
Kiedy je dziergam to do końca nigdy nie wiem jaki będzie wzór na danym modelu.
Ciekawe ? nieprawdaż ?
I zawsze wychodzi coś ciekawego.
Coś nowego , co cieszy kiedy na nie patrzysz.
Materiał nie jest łatwy bo bardzo cienka nić bawełniana, czasem dodaję cienką nić srebrną ale później podczas usztywniania jest bardzo trudno osiągnąć twardość bombki.
Tutaj jest dobrze widać połyskującą srebrną nitkę.


Bo aby ładnie wyglądała , miała swoją lekkość i wdzięk musi być bardzo ale to bardzo mocno usztywniona.



W zeszłym roku robiłam je dosyć długo z przerwami na inne moje rozpoczęte projekty i fotografowanie około 5 miesięcy.

Poniżej zamieszczam zdjęcia, tylko nie wielu z nich.Razem była ich w grudniu 
100.


Bombki w grudniu 2016 roku powędrowały w świat.

w formie opakowania jak cukierek,


z życzeniami do spełnienia,

z anielicami strzegące spokoju,


i z wielkimi gwiazdami - razem błyszczały.
Zdobiły okna moich znajomych i moje.


Na wieńcu adwentowym,

i już w prawie rozpakowanej przesyłce a poniżej na choince.



i przeglądające się w popołudniowym świątecznym słońcu.

Pierwsza lipcowa była dla Anny ( latając po niebie), a następne trafiły do innych osób i mam nadzieję oczarowały ich tak jak mnie. 
Inne poleciały do moich znajomych w Niemczech i nie tylko.





Życzę miłego oglądania moich prac.