Ten abażur to wspomnienie mojego dzieciństwa i wakacji spędzanych u mojej babci na pod kętrzyńskiej wsi na Warmii i Mazurach. Babcia mieszkała w domu położonym na wzgórzu. Od wschodniej strony całą ścianę porastało dzikie wino, wiło się aż po dach. Co roku na jesieni i wiosnę dziadek je przycinał tak aby nie zarastało okien. Dzięki temu dom wyglądał zagadkowo ale i pięknie. Wiosną lśnił w słońcu piękną soczystą zielenią, w miesiącach letnich liście czarnego bzu stawały się ciemno zielone a jesieni jego barwy przybierały różne kolory brązu i czerwieni. Mówię Wam tego widoku nigdy nie zapomnę, jako dziecko byłam zafascynowana tymi kolorami. Od wschodu domu stała stara stodoła przy której rósł duży kasztan.Pod nim stała buda psa Azora ( którego ja i moi bracia się baliśmy). Azor słuchał tylko dziadka i kiedy on był w jego pobliżu pies był bardzo łagodny. Tak łagodny że pozwalał nam dzieciom jeździć na jego grzbiecie. Bliżej domu na przeciwko kuchennego okna była rabatka z floksami i georginiami. Wyglądając przez okno z pokoju, w pierwszej chwili wzrok padał na skarpę porośniętą krzakami porzeczek i agrestu. A dopiero potem między liśćmi łopianu wzrok zatrzymywał się na małym połyskującym w słońcu strumieniu. Strumień płynął sobie leniwie między łąką sąsiada a domem Babci i po 300 metrach wpadał do rzeki Guber. Na babci łące rzeka tworzyła zakole w którym woda była tak czysta że widać było piaszczyste dno i rybki pływające w rzece.
Wszystkie dzieci z okolicy lubiły się tam bawić bo w tym miejscu woda nie była głęboka, bezpiecznie mogliśmy się kąpać.Po kąpieli zaś wylegiwać się w słońcu na małej trawiastej plaży. Na łące nie opodal pasły się krowy, stała studnia w której kiedy było bardzo ciepłe lato brakowało wody. Wracając jednak do domu, był to parterowy domek ze spadzistym dachem z czerwonej dachówki. Pod którym krył się strych pełen starych książek i innych różności.Aby tam wejść trzeba było wspiąć się po stromych schodach. Ileż tam było ciekawych i nie znanych rzeczy. Były tam przedwojenne historyczne książki - to było królestwo mojego brata, stare narzędzia ( których nawet nazw nie znam) ale też było dużo firanek , serwetek tkanych przez moją babcię.Jako mała dziewczynka lubiłam się tam zakradać i oglądać te cudeńka wykrochmalone, poukładane równiutko w dużej skrzyni. Zaglądając do skrzyni za każdym razem wyobrażałam sobie że to jest wiano mojej babci, delikatne koronki przy serwetkach pobudzały moją wyobraźnię. Babcia potrafiła robić cudeńka, tkała iglicą ( to chyba nazywa się filetem) różne obrusy i firaneczki, szydełkiem wyczarowywała piękne kołnierzyki które nosiłam, a na drutach robiła mnie i mojemu rodzeństwu czasami ciepłe skarpetki. Moja mama odziedziczyła po swoje mamie a mojej babci "sprawne rączki do robótek dziewiarski" i tę wiedzę przekazała mnie a ile z tego ja potrafię wykonać - nie wiem.
To namiastka tego co potrafiły robić moja babcia i mama.
Poniżej zdjęcia mojego abażuru, zrobionego na szydełku.
Do jego wykonania użyłam lnianych nici. Zakupiłam 3 szpulki ale zużyłam tylko 2 szpulki. Wykorzystał wzór gwiazdek, które wydziergałam oddzielnie - razem 18 sztuk, następnie je połączyłam i tak powstał abażur. Zawisł w mojej kuchni i cieszy moje oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz