niedziela, 16 listopada 2014

Szydełkowy abażur.

Witam Was moi mili goście ponownie. Dzisiaj chciałam Wam pokazać mój nowy abażur który kilka dni temu ukończyłam. Chciałam Wam również opowiedzieć co mnie zainspirowało do jego wykonania.
Ten abażur to wspomnienie mojego dzieciństwa i wakacji spędzanych u mojej babci na pod kętrzyńskiej wsi na Warmii i Mazurach. Babcia mieszkała w domu położonym na wzgórzu. Od wschodniej strony całą ścianę porastało dzikie wino, wiło się aż po dach. Co roku na jesieni i wiosnę dziadek je przycinał tak aby nie zarastało okien. Dzięki temu dom wyglądał zagadkowo ale i pięknie. Wiosną lśnił w słońcu piękną soczystą zielenią, w miesiącach letnich liście czarnego bzu stawały się ciemno zielone a jesieni jego barwy przybierały różne kolory brązu i czerwieni. Mówię Wam tego widoku nigdy nie zapomnę, jako dziecko byłam zafascynowana tymi kolorami. Od wschodu domu stała stara stodoła przy której rósł duży kasztan.Pod nim stała buda psa Azora ( którego ja i moi bracia się baliśmy). Azor słuchał tylko dziadka i kiedy on był w jego pobliżu pies był bardzo łagodny. Tak łagodny że pozwalał nam dzieciom jeździć na jego grzbiecie. Bliżej domu na przeciwko kuchennego okna była rabatka z floksami i georginiami.  Wyglądając przez okno z pokoju, w pierwszej chwili wzrok padał na skarpę porośniętą krzakami porzeczek i agrestu. A dopiero potem między liśćmi łopianu wzrok zatrzymywał się na małym połyskującym w słońcu strumieniu. Strumień płynął sobie leniwie między łąką sąsiada a domem Babci i po 300 metrach wpadał do rzeki Guber. Na babci łące rzeka tworzyła zakole w którym woda była tak czysta że widać było piaszczyste dno i rybki pływające w rzece.
Wszystkie dzieci z okolicy lubiły się tam bawić bo w tym miejscu woda nie była głęboka, bezpiecznie mogliśmy się kąpać.Po kąpieli zaś wylegiwać się w słońcu na małej trawiastej plaży. Na łące nie opodal pasły się krowy, stała studnia w której kiedy było bardzo ciepłe lato brakowało wody. Wracając jednak do domu, był to parterowy domek ze spadzistym dachem z czerwonej dachówki. Pod którym krył się strych pełen starych książek i innych różności.Aby tam wejść trzeba było wspiąć się po stromych schodach. Ileż tam było ciekawych i nie znanych rzeczy. Były tam przedwojenne historyczne książki - to było królestwo mojego brata, stare narzędzia ( których nawet nazw nie znam) ale też było dużo firanek , serwetek tkanych przez moją babcię.Jako mała dziewczynka lubiłam się tam zakradać i oglądać te cudeńka wykrochmalone, poukładane równiutko w dużej skrzyni. Zaglądając do skrzyni za każdym razem wyobrażałam sobie że to jest wiano mojej babci, delikatne koronki przy serwetkach pobudzały moją wyobraźnię. Babcia potrafiła robić cudeńka, tkała iglicą (  to chyba nazywa się filetem) różne obrusy i firaneczki, szydełkiem wyczarowywała piękne kołnierzyki które nosiłam, a na drutach robiła mnie i mojemu rodzeństwu czasami ciepłe skarpetki.  Moja mama odziedziczyła po swoje mamie a mojej babci "sprawne rączki do robótek dziewiarski" i tę wiedzę przekazała mnie a ile z tego ja potrafię wykonać  - nie wiem.
To namiastka tego co potrafiły robić moja babcia i mama.
Poniżej zdjęcia mojego abażuru, zrobionego na szydełku. 
Do jego wykonania użyłam lnianych nici. Zakupiłam 3 szpulki ale zużyłam tylko 2 szpulki. Wykorzystał wzór gwiazdek, które wydziergałam oddzielnie - razem 18 sztuk, następnie je połączyłam i tak powstał abażur. Zawisł w mojej kuchni i cieszy moje oczy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz