Zacznijmy od niebieskiej serwetki.
Powstała wczesnym latem w podwarszawskich Jeziorkach,
jedna z moich dobrych znajomych wróciła po światowych wojażach do domu. Postanowiła sobie że pomaluje swój dom ( pokoje w nim ) sama. Ja zaś miałam być jej "damą do towarzystwa" ( tak sobie wymyśliły obie z jej siostrą). W tamtym czasie nie bardzo mogłam się męczyć, musiałam dużo odpoczywać. Nie pozwalały mi nic robić. Musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo ileż można było siedzieć lub spać w fotelu pod parasolem lub chodzić wokół domu i oglądać jak rosną krzaki berberysu, bzu i rododendrony.
Wszystkie były już dawno przycięte, nawet winogron za domem był upięty na pergoli. Zaczęłam więc robić na drutach serwetkę. Była to jedna z pierwszych serwetek jakie zrobiłam na drutach.
Dzisiaj serwetka jest w tym domu w pokoju zwanym pracownią i muszę przyznać że nawet ładnie się prezentuje.
Druga serwetka z mojej małej kolekcji jest biała, nie mogłam pojąć jak zrobić ją od samego początku na drutach. Zaczynałam i prułam chyba ze 4 razy, w końcu się poddałam i najpierw szydełkiem , półsłupkami obrębiłam kawałek lnianego materiału. Potem nabrałam odpowiednio dużo oczek na okrągły drut i powstała biała serwetka. W zrozumieniu wzorów jak je rozwikłać , przetłumaczyć na język zrozumiały dla lajka ( osoby która nie zna się na tym zupełnie) pomogła mi Pani Danusia z którą dzieliłam pokój przez trzy tygodnie w Instytucie Hematologii i bardzo jej dziękuję za wiedzę jaką się ze mną podzieliła.
Efekt możecie oglądać poniżej.
Poniższą serwetkę zrobiła moja mama, powstała kiedy ja chodziłam jeszcze do szkoły średniej ( czyli pod koniec lat siedemdziesiątych). Każdą wolną swoją chwilkę poświęcała na robótki na drutach, w tamtym czasie spod jej rąk wyszło dużo ładnych sweterków, które razem z moim rodzeństwem chętnie nosiliśmy. Dostałam ją od mojej mamy kilka lat temu i mam nadzieję że kiedyś przekażę ją mojej córce.
Efekt do dzisiaj jest imponujący.
Pozostał mi jeszcze abażur zrobiony na drutach, którym chciałam się pochwalić. Zawsze chciałam mieć w kuchni abażur zrobiony własnoręcznie. Chcieć to móc. Mówisz i masz :)
Abażur powstał w jeden zimowy weekend, za oknem padał śnieg, wiał wiatr było zimno. Byłam akurat na Mazurach u mojej mamy, zimy tam są przepiękne ale w tamtym czasie wolałam być w domu niż wychodzić z niego.
A że nie lubię siedzieć bezczynnie to z resztek bawełnianej nici zaczęłam robić wzór liści.Moja mama jak zwykle skomentowała to krótko :" córcia posiedziałabyś a nie tylko robisz i robisz coś na drutach, oczy sobie popsujesz" Oczu chyba nie popsułam :) a abażur wisi w mojej kuchni, wykrochmalony.
Teraz nadszedł czas na serwetkę , którą wykonałam haftem Rechelieu. Każda z nas posiada w swoim domu różnego rodzaju materiały z których nie wie co zrobić. Ja wykorzystałam jeden z nich na wyszycie serwetki haftem Rechelieu. Żółta bo została zrobiona w kolorze który dominuje w mojej kuchni. Posiada zielonkawą lamówkę aby była ciut wyraźniejsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz